Kiedy dwa lata temu leciałam na Sycylię, z wielką radością przyjęłam wiadomość, że samolot zamiast o 19, wyleci z Warszawy o 9. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, iż za karę przyjdzie mi wrócić do domu 10h wcześniej i zostanie ucięty mi cały dzień w cudownym Cefalu. Wylądowaliśmy w Palermo około południa i szybko przewieziono nas do miasteczka Selinunte. Kiedy zobaczyłam miejsce, gdzie mam spędzić 1.5 dnia, zamarłam. Wieś, 2 hotele, w oddali kilka domków, w promieniu kilku kilometrów nie widać nic ciekawego. Ani to ładne, ani klimatyczne. Nie tak wyobrażałam sobie Sycylię!
Rozpakowałam walizkę i naburmuszona poszłam obejrzeć plażę. Większość osób od razu pobiegła się opalać, ale leżenie na leżaku to nie jest moje ulubione zajęcie... Nie miałam pomysłu co mam ze sobą zrobić przez najbliższe 5h. Nie było nawet gdzie iść na spacer - hotele oddzielone są od morza 1km kładką na wydmach (teren rezerwatu przyrodniczego) a poza nimi nie ma dookoła po prostu nic, poza kilkoma krzakami.
Wyciągnęłam z kieszeni przewodnik, usiadłam nad wodą i zaczęłam czytać. Okazało się, że Selinunte kryje pewną niespodziankę i dzień być może nie jest jeszcze stracony... Dowiedziałam się, że Selinunte było starożytnym Greckim miastem i teraz znajdują się tam udostępnione do zwiedzania ruiny Selinus. Z pięciu świątyń odbudowana została jedynie Świątynia Hery, która sprawiła, że poczułam się prawie jak na greckich wakacjach.
Miasto było duże i majestatyczne. Do dziś teren zwiedzania jest tak ogromny, że zorientowałam się, nie wystarczy mi czasu, aby wszystko zobaczyć. Z naszego hoteludo parku archeologicznego szłam blisko godzinę, w piękącym upale, nie mijając po drodze ani jednego sklepu, gdzie można kupić coś zimnego do picia. Nie pamiętam już ile kosztuje bilet wstępu, ale do najtańszych nie należał. Dodatkowo można na miejscu wykupić zwiedzenie na małych meleksach z czego z radością korzystają turyści z Zachodu. Mnie ze Wschodu nie było na to stać, chodziłam więc piechotą ;)
Miałam na miejscu ok. 2-3h, myślę, że o 2h za mało, by zobaczyć wszystko. Postanowiłam więc nie śpieszyć się, połazić po ruinach i pozaglądać w te zakątki, w których nie ma zbyt wielu osób, obserwować przyrodę. Można trafić na jaszczurki, koty wylegujące się w słońcu czy ogromne, barwne motyle.
Do dawnego akropolu wiedzie dłuuuga droga. Nie mam pojęcia ile bym szła piechotą, ale nawet nie podjęłam wyzwania, bo o 18.00 musiałam być w hotelu na obowiązkowej prezentacji. Droga była długa i kręta, myślę, że grubo ponad 1h. Urzekły mnie te starsze panie, opalające się spokojnie i gawędzące w nieznanym mi języku. W połączeniu z upałem i ciszą dookoła był to nieco surrealistyczny obrazek. Wracałam też spacerem, rozkoszując się popołudniem. Słońce świeciło jak szalone, powietrze było ciężkie od zapachu wiosennych kwiatów. Pył z kiepskiej drogi zawirował mi przed nosem, kiedy minął mnie stary, czerwony skuter. Kilka domów, sklepów i restauracji budzących się do życia po sjeście, całkowity brak turystów, kilku miejscowych uśmiechających się do mnie serdecznie i szczerze.
Moje pierwsze popołudnie na Sycylii. Zapowiadało się źle, ale było początkiem jednego z najpiękniejszych podróżniczych tygodni mojego życia. Wyspa mnie oczarowała. Zakochałam się w jej nieprawdopodobnym spokoju, dźwiękach, zapachach. W tym, że czas w końcu zwolnił. W jej barwach, powiewach wiatru i opowiadanych nam historiach o mafii, codziennym życiu, problemach Sycylijczyków. Nigdy nie zapomnę niezwykłej agro-kolacji, spaceru po bajkowym Erice , Taorminy nocą i cudownego targu w Katanii. Czasami kiedy się śpieszę, lubię na chwilę zamknąć oczy i wrócić wspomnieniami do tamtych chwil, kiedy czas stanął w miejscu a ja mogłam celebrować każdą sekundę.
Tak jak moglabym sobie wyobrazic prace w turystyce, za nic w zyciu nie zdecydowalabym sie na wyjazd zorganizowany.
OdpowiedzUsuńCo do greckich ruin, szczescie w nieszczesciu, ale Ty sobie wszedzie poradzisz ;)
To był wyjazd służbowy, przecież nie objazdówka za własne pieniądze! Chyba już trochę mnie znasz, jak możesz mnie podejrzewać o takie COŚ! ;)
UsuńHahah, nie podejrzewalam nawet przez chwile :D Ale pomyslalam o tych wszystkich turystach, ktorzy trafiaja do slumsow zamiast do raju, ktorzy czekaja 10 godzin pod hotelem, ktorych wyjazd nagle sie przesuwa o dzien itd itp. Natchnely mnie Twoje przejscia ;)
UsuńCzy masz na myśli slumsy/raj ostatnią historię z Kenii? ;)
UsuńHahaha, dokladnie ;)
UsuńLokalny koloryt :D
Heh, dziewczyny. Ja się chyba wybiorę do tego drugiego hotelu zobaczyć, co to jest, bo ten rajski to ten, w którym mieszkam :) Powiem Wam tylko, że jakby się ktoś postarał to i tu znajdzie takie lepianki jak na zdjęciach z tego drugiego.
UsuńUmówmy się to jest Kenia a nie Bahamy...
UsuńFaktycznie fajna niespodzianka! Ja też nie lubię leżenia na plaży..
OdpowiedzUsuńTo miłe zaskoczenie, choć po pierwszych zdjęciach nie spodziewałam się niczego więcej. Chyba wszystko zależy od naszego podejścia, bo inaczej łatwo się rozczarować.
OdpowiedzUsuńJa w przypadku Sycylii miałam ekstremalnie wysoko podwieszoną poprzeczkę wymagań. Na szczęście, pomimo niepokojącego początku, nie rozczarowałam się :)
UsuńŚwietne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ci co zakotwiczyli na plaży nawet nie wiedzą ile stracili.Fajnie być odkrywcą:). Bardzo często tak to właśnie jest, że z pozoru nudne i mało interesujące miejsca kryją w sobie ciekawe zakątki, trzeba tylko dać im szansę:)
OdpowiedzUsuńZupełnie inny świat , spokojnie , bez tłumu turystów ..... Jak na innej planecie :))))Warto nieraz zostać odkrywcą zamiast iść za tłumem :))))
OdpowiedzUsuńJK
Ah... super! takie popołudnie na Sycylii to ja rozumiem. Prosimy o więcej zdjęć :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie. http://fallintravelling.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńno proszę, zawsze można coś ciekawego znaleźć, a tutaj wyjatkowo przyjemna niespodzianka!
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, by nie oceniać 'książki' po okładce. Wystarczy trochę się rozejrzeć i zaraz coś ciekawego się znajduje :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Kasią, zawsze sobie poradzisz! ;) I też nie lubię leżenia na leżaku, strata czasu :P
OdpowiedzUsuńKoniecznie musze pojechać!
OdpowiedzUsuń