Ostatniego dnia pobytu w Lizbonie już od samego rana zaczęło mi się robić smutno. Wyjazd zleciał tak szybko, znów na wiele rzeczy nie starczyło czasu, a nie chciałam się śpieszyć i realizować planu w biegu. Odpuściłam. Cieszyłyśmy się tym, co mamy.
Z samego rana kupiłyśmy ostatnie ciastka i poszłyśmy z nimi nad Tag, aby pomyśleć, co chcemy robić. Planowałyśmy mały wyskok pod Lizbonę, ale niebo od strony Cascais niebezpiecznie się chmurzyło. Uznałyśmy, że zostajemy w mieście na te ostatnie godziny.
Zjadłyśmy nasze słodkie śniadanie, wstałyśmy. Mama właśnie zapinała plecak, kiedy upadł jej telefon i się rozpadł. Podniosłyśmy, zaczęła go składać i spokojnie odeszłyśmy.
Pytacie pewnie sami siebie "Po co ona o tym mówi?!". Otóż, jest powód, za chwilę się dowiecie jaki. Powolnym spacerkiem doszłyśmy do Alfamy. O tej porze nie było w ogóle ludzi. Pustka dookoła. Mama tradycyjnie robiła zdjęcie każdego drzewa.
Żeby zrobić takie zdjęcie, trzeba zadrzeć głowę do góry, ręce też do góry podnieść... Jedno, drugie, trzecie i poszłyśmy dalej. Nagle wydarzyło się coś, co odebrało nam mowę na kolejne 3h i zmieniło nieodwracalnie cały ten dzień jak też wiele kolejnych.
Alfama przez wielu uznawana jest za dość niebezpieczną dzielnicę. Nie wiem, ile w tym przypuszczeń a ile udokumentowanych faktów, ale tak bywa postrzegana. Wyobraźcie więc sobie nasze zaskoczenie. Stoimy przy kolorowym budynku, Mama robi zdjęcie, nie ma nikogo w naszym polu widzenia. Nagle zza budynku wyskakuje młody chłopak, dość biednie wyglądający. Podchodzi do nas szybkim i nerwowym krokiem, coś trzyma w dłoni.
W pierwszej chwili myślałam, że chce nam coś sprzedać. Mama patrzyła na niego zdumiona, a wtedy on wyciągnął rękę w moją stronę i zobaczyłam w niej... jej portfel. Zatkało mnie, ona jeszcze nie załapała co się właśnie dzieje. Chłopak dał mi portfel i zniknął. Pobiegłam za nim, wypadłam na pusty placyk - nie było po nim śladu. Mama się zorientowała o co chodzi i trzęsąc się otworzyła portfel. Nic nie zginęło.
Akurat 30EUR i 50PLN, które były w środku znaczą niewiele przy 2 kartach płatniczych i ... dowodzie osobistym będącym jedynym dokumentem na który za 16h mogła opuścić kraj. Nie wyleciałybyśmy z Portugalii i zostały totalnie bez kasy, bo ja na karcie nie miałamnic. Najlepsze jest jednak to, że żadna z nas nie widziała tego chłopaka. Skąd się wziął?
Przypuszczam, że mama schylając się po telefon nie zapięła plecaka i kiedy robiła zdjęcie kolejnego drzewa, to porfel jej wypadł. Tak między nami - nikt nie miał prawa tego zobaczyć. Nie o tej godzinie, nie w tym miejscu, nie przy braku ludzi dookoła. Miałyśmy iść dalej i zorientować się za 2h, że nie mamy już nawet czego szukać, bo nie wiemy gdzie.
Chłopak pojawił się znikąd i po prostu się rozpłynął. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie fakt, że 10 dni wcześniej mama spędzała weekend w Białymstoku i znalazła na ulicy torebkę z pieniędzmi i dokumentami oraz jakimiś szkicami na uczelnię. Spędziła pół dnia szukając właścicielki zamiast zwiedzać, po czym stwierdziła "Ale ze mnie frajer...". Powiedziałam jej wtedy "Nie, mamo, takie rzeczy do nas zawsze wracają, wierzę w to".
Nie trzeba było długo czekać... Piszę o tym, bo całokształt wydarzenia przypominał cud. Fakt, że nosząc wszystko w jednym miejscu, było to też "więcej szczęścia niż rozumu", ale jednak. Przez kolejne 2-3h chodziłyśmy lekko sparaliżowane uświadamiając sobie, co by było gdyby...
Bardzo żałuję, że nie miałam okazji podziękować temu chłopakowi. Gdy oddawał mi portfel byłam tak zaskoczona, że ledwo wydukałam kulawe "Thank You... Obrigado...". Ale mam wielką nadzieję, że do Niego też to wróci w takiej czy innej formie. Uff. Poszłyśmy coś zjeść.
Z Alfamy w kierunku Graça, zahaczając o Miradouro de Nossa Senhora do Monte.
Mam wrażenie, że ten punkt widokowy nie jest zbyt popularny, bo leży na lekkim uboczu, a panorama dachów Lizbony, Tagu i Zamku Św. Jerzego jest stąd naprawdę przepiękna.
Po obiedzie, ciągle rozpamiętując wydarzenia przedpołudnia po raz ostatni udałyśmy się do Parku Narodów. Ostatni spacer, ostatnie promienie słońca i ostatnie już zakupy.
Z każdą minutą było mi coraz bardziej ponuro. Czekała nas ostatnia noc i poranna podróż pierwszym metrem na lotnisko. Koniec podróży, pożegnanie z Lizboną... Z zamyślenia wyrwał mnie SMS informujący o strajku metra w dniu naszego wyjazdu!
A to niespodzianka :) Pierwszy strajk był w dniu naszego przylotu, kolejny w dniu wylotu.
Nie było wyjścia, na 6.30 zamówiłyśmy taksówkę. Jeśli mieszkacie w centrum Lizbony koszt nie będzie duży - my poza godzinami szczytu zapłaciłyśmy 11EUR, a bilet na aerobus kosztuje 7EUR za 2 osoby (przy czym nie kursuje jeszcze o tak wczesnej porze). Nawet dobrze wyszło, bo pospałyśmy pół godziny dłużej i w zaledwie 15 minut byłyśmy na lotnisku.
Powiem Wam w sekrecie, że przed każdym wyjazdem z Lizbony, żal ściska mi serce. Nie zdarza mi się to nigdzie, a przynajmniej nie w takim nasileniu. Tęsknię nim wyjadę.
I zastanawiam się - kiedy wrócę, z kim wrócę, czy wrócę i co wtedy tam zastanę.
Wyjazd dobiegł końca. I to już ostatni odcinek naszej relacji z Lizbony 2013. W tym tygodniu pojawi się jeszcze wpis podsumowujący z garścią praktycznych informacji dla osób, które chciałyby się do Lizbony wybrać. Czy Miesiąc Lizboński przypadł Wam do gustu? Czy Lizbona pojawiła się w Waszych planach wyjazdowych? :)
ciekawe jakby to było mieszczać w mejscu, które się nam tak podoba, jak w przypadku Ciebie-w Lisbonie:)
OdpowiedzUsuńno i dobro zawsze powraca, podsumowując to wydarzenie
Nie wiem, ale może czar by prysł ;)
UsuńKarma wraca:) Ja przynajmniej mocno w to wierzę. Piękny opis i piękne zdjęcia, widać, że pisanie o Lizbonie sprawia Ci dużą radość. Pozdrawiam i życzę szybkiego powrotu do Portugalii!
OdpowiedzUsuńJa też w to wierzę!
UsuńPięknie tam. :)
OdpowiedzUsuńWzruszyła mnie ta historia, ponieważ ja wciąż przekonuję się, że wszystko wraca, ale to było wręcz niewiarygodne. Kiedyś znalazłam telefon, który oczywiście zwróciłam właścicielce, a jakiś czas później mój narzeczony zgubił telefon, który też mu ktoś oddał. Takie sytuacje przywracają wiarę w ludzi. I cieszę się, że są jeszcze takie dzieci, nieskażone wyłącznie chęcią zysku. Zastanawia mnie, a wiesz może jak wygląda sytuacja na rynku pracy w Lizbonie? Czy trudno tam o pracę i mieszkanie?
OdpowiedzUsuńTo dziecię miało ze 20 lat, ale nadal przywraca to wiarę w ludzi :)
UsuńW Lizbonie kryzys jest bardzo widoczny na każdym kroku. Nigdy dotąd nie było tylu bezdomnych na ulicach, tylu osób proszących o pomoc. Lizbona zawsze była trochę brudna, ale w tym roku skala wg mnie wzrosła. Oszczędzają na wszystkim, metro jeździ w godzinach szczytu co 7-8min i podjeżdżają max. 2 wagony zamiast całego składu. Ceny poszły do góry znacząco, pensje stoją w miejscu. Bezrobocie jest mniejsze niż w Hiszpanii, ale nadal duże, mnóstwo moich znajomych wyjechało do pracy za granicę, szczególnie do Francji, bo w Portugalii nie mogli nic znaleźć w miarę przyzwoitego. COŚ się pewnie znajdzie, ale ogólnie sytuacja nie jest szczególnie wesoła.
Eee to jednak dziecię;) Szkoda że ta sytuacja z kryzysem odbija się na takich miejscach, ale z drugiej strony, mam wrażenie, że u nas kryzys trwa od zawsze, a oni żyli jak pączki w maśle, pewnie dlatego teraz jest taki kontrast między tym co było kiedyś, a widzimy dzisiaj.
OdpowiedzUsuńHmm, nie sądzę. Portugalia zawsze była jednym z najbiedniejszych krajów "starej" Unii Europejskiej.
UsuńMiesiąc lizboński bardzo mi się podobał :). Jak dla mnie to możesz pisać rok lizboński :).
OdpowiedzUsuńNiesłychana historia z tym portfelem a w powiązaniu z torebką znalezioną wcześniej przez Mamę to już w ogóle niesamowita)!
Jeszcze mam zdjęć na kilka wpisów, więc się co jakiś czas coś pojawi :)
UsuńA co do portfela... nadal ciężko mi myśląc co by było gdyby...
Co za historia! Niesamowita!
OdpowiedzUsuńA miesiac lizbonski minal jakos zbyt szybko... zdjecia znakomite!
Dzięki! I też mam wrażenie, że te dni zleciały super szybko... i na żywo i na blogu!
UsuńŚwietny opis i ponownie bardzo klimatyczne zdjęcia. I moje ulubione pranie :-) Lizbona zdecydowanie wkracza na jedną z czołowych pozycji na mojej liście 'must see'!
OdpowiedzUsuńhurra :)
UsuńDokładnie :-) Hurra! Najpierw Paryż a potem kto wie co przyniesie 2014... :-D
OdpowiedzUsuńNie chce mi się wierzyć, że to już (na pewno na razie) koniec. Każdy Twój opis przeżywam bardzo osobiście, czuję się jakbym tam była razem z Wami. Tak mi wyszło w życiu, że Lizbonę i ogólnie Portugalię musiałam odkrywać sama. W pewnym sensie, bo pierwsze wyjazdy były grupowe. Usiłowałam przekazać moją fascynację mniej lub bardziej bliskim i ciągle czuję niedosyt. Wszystkie moje samotne podróże były wspaniałe, ze znajomymi było różnie. Najprawdopodobniej chciałam im narzucić swoje widzenie tego kraju. Poznanie internetowo i osobiście fanów Portugalii uważam za jedną z najlepszych rzeczy w swoim życiu. Dziękuję Ci, Aga.
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło czytać to, co napisałaś :)
UsuńPortugalię mam w przyszłorocznych urlopowych planach i już się nie mogę doczekać. Historia z portfelem przywraca wiarę w ludzi i w bezinteresowne dobro. Nie wiem czemu zadajesz sobie pytanie, czy wrócisz do Portugalii, skoro odpowiedź na nie jest oczywista :)
OdpowiedzUsuńDobro powraca, tez w to wierze. I w rozne nadprzyrodzone zdarzenia tez ;)
OdpowiedzUsuńCzary mary :)
Usuńtakie historie rozjaśniają te pochmurne listopadowe dni:)
OdpowiedzUsuńNiesamowita historia i kolejny piękny wpis o Lizbonie, szkoda, że ostatni... obyś szybko tam wróciła! :)
OdpowiedzUsuńMam jeszcze trochę zdjęć na kilka pojedynczych wpisów, więc coś jeszcze będzie.
UsuńJaka jestem dumna z zachowania sie lizbonskiego chlopca, czuje sie troche Portugalka, moja wnuczka nia jest! pieknie opisujesz ten kraj , ktory ja bardzo kocham! za tydzien tam bede! sciskam Cie serdecznie
OdpowiedzUsuńAh, już za chwilę ruszasz do Porto! Pięknie!
UsuńNiesamowita historia...podnosi na duchu
OdpowiedzUsuńchyba sie powtórzę, ale historia ściskająca za serce. oby do tego chłopaka przyszło szczęście.
OdpowiedzUsuńdo Portugalii zawsze mnie ciągnie, ale jeszcze nigdy tam nie mogłam dojechać:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam fotorelacje z podróży. Zawsze najlepiej wraca się wspomnieniami jeśli ma się przed sobą obrazy, zdjęcia. Zazdroszczę podróży, bo jeszcze mnie tam nie było.
OdpowiedzUsuńWszystko przed Tobą :)
UsuńCiekawa historia, powiedzialabym bajkowa nawet. Wiezrze, ze nic nie dzieje sie bez przyczyny. Mam nadzieje, ze kiedys spotkamy sie w Lizbonie, skoro w Londynie sie nie udalo... a czy tam wrocisz? Jestem o tym przekonana.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że w Londynie też nam się uda :)
UsuńAjko, ta historia mnie zaskoczyła, wręcz poruszyła.
OdpowiedzUsuńFakt ze ten chłopak musiał Was szukać, by pomoc, by ktoś czul się dobrze, i uniknął nerwów, wściekłości na miasto, na ludzi, na Portugalię.
Powiedz sama, jak bardzo szukamy takich ludzi, by byli obok, nie tylko na chwile, choć gdy na chwile pogadasz to tez dobrze
W Lizbonie jak dotąd spotykaly mnie same takie "cudne" sytuacje przez blisko 9 lat. CHyba za to kocham to miejsce tak mocno.
UsuńDobro wraca :) Cieszę się, że nic nie zginęło, bo nie ma chyba nic gorszego niż uwięzienie w obcym kraju przez brak dokumentów... Zdjęcia piękne!
OdpowiedzUsuńNiesamowita historia. Myślę, że ten chlopak to był jakiś dobry Anioł Stróż.Przepiękne zdjęcia. Uwielbiam podróżować z Tobą, podróże to także moja miłość. Pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuńNiesłychane. W przyszłym roku Lizbona jest na mapie podroży. To już zdecydowane.
OdpowiedzUsuńjak ważni as ludzie.
I jeszcze raz serdeczne podziękowania za piękną kartkę z Lizbony :)
Bardzo chciałabym odwiedzić Lizbonę. Nie wiem jednak kiedy życzenie to zrealizuję. A historia bardzo ładna. Tak jak ktoś powyżej napisał: dobro powraca:)
OdpowiedzUsuńco za historia! Świetne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńŚwietnie się czytało i szkoda, że to już ostatni wpis z tej serii.
OdpowiedzUsuńświetny wpis! muszę szybko nadrobić pozostałe z tej serii:))
OdpowiedzUsuńCzasami podczas podróży przytrafiają nam się rzeczy, które gdyby ktoś mi opowiedział uznałabym za drwiny. Co do sytuacji z portfelem - masz racje. Wszystko co robimy wraca do nas. Byliśmy w wielu sytuacjach, które zmieniły nasze spojrzenie na świat. I przynajmniej chcę wierzyć, że światem nie rządzi materializm i egoizm.
OdpowiedzUsuńPiękno Lizbony jest nie do opisania. Bardzo przyjemne foteczki :)
OdpowiedzUsuń