Odliczam już dni do wiosny, łapczywie łapiąc każdy promień słońca wyglądający zza chmur. Wiem, że "taki mamy klimat", ale szarość, ciemność i ponure miasto podcinają mi skrzydła. Włączyłam sobie wczoraj płytę "Fado de amor", otworzyłam puszkę pasty z sardynek, butelkę wina odpaliłam komputer i zaczęłam szykować własną fotoksiążkę ze zdjęciami z różnych wyjazdów m.in. do Lizbony.
Trafiłam na kilka zdjęć, których chyba jeszcze nie było na blogu, więc uznałam, że czas je zaprezentować w ramach mojej ulubionej, zimowej terapii kolorem. Przy okazji mogłam powspominać.
Dziś różne kolory dzielnicy Alfama i moje małe tęsknoty. Brakuje mi tych ścian w pastelowych odcieniach, budynków odnowionych i tych zupełnie zapomnianych. Płytek, które przedstawiają ciekawe historie i tych, które są zlepkiem symetrycznych wzorów. Skoro jesteśmy przy azulejos, nie kupujcie ich na targach! Podobno wiele nich jest zrywanych z domów, bo jest na nie popyt.
Brakuje mi leniwych kotów leżących wygodnie na parapetach i kanarków w ażurowych klatkach. Dźwięków muzyki dobiegającej z wąskich uliczek i niewielkich, rodzinnych restauracji, szumu Tagu, stukotu tramwaju 28 pędzącego w dół stromą ulicą. Zapachu grillowanych ryb, mocnej kawy z cukrem.
Wspominam smak posiłków nieśpiesznych, popijanych chłodnym, domowym winem, zagryzanych ciepłym ciastkiem na deser. Godziny spędzone na punktach widokowych, bez poczucia upływu czasu. Lubię chodzić bez celu, gubić się w nie zawsze czystych zakątkach, podziwiać kiczowate dekoracje.
Myślę o praniu suszącym się na słońcu, starszych ludziach obserwujących życie ulicy z drewnianych ławeczek i niewielkich balkonów. Pamiętam ich łagodne spojrzenia i serdeczne uśmiechy, szczekanie kudłatego psa i wesoły śpiew grupki małych dzieci. Jasne okna i ciężkie drzwi, słońce rzucające cienie.
Gdybym była teraz w Lizbonie, poszłabym w ukochane miejsca, odwiedziła ulubione knajpki, zamówiła te same przysmaki co zawsze. Usiadła na placyku, który znam doskonale, posłuchała muzyki, która nie jest żadnym zaskoczeniem. Wpadłabym w lizbońską rutynę, która jest tak memu serca bliska. Kocham wracać w miejsca, które kocham, nawet kosztem odkrywania nowych miast i krajów. W Lizbonie będę już zawsze czuła się jak w drugim domu. Ciekawa jestem czy Wy też macie takie wyjątkowe miejsca?
już sobota nastrajała optymistycznie co do pogody, niedziela znów dołująco ponura...
OdpowiedzUsuńbardzo mi się marzy tam pojechać...
OdpowiedzUsuńWybieram się w maju do Portugalii.. co oprócz Lizbony warto zobaczyć wg Ciebie ? :-)
OdpowiedzUsuńA na jak długo się wybierasz?
Usuńniestety tylko jakieś 5 dni
UsuńTo nie warto nic poza Lizboną i jej bardzo bliskimi okolicami (np Sintra, Cabo da Roca lub plaża w Costa da Caparica). Zbyt wiele ciekawych rzeczy jest na miejscu, by w 5 dni szukać dalej
UsuńDzięki za tę terapię. Mi też to ponuractwo za oknem podcina skrzydła. Nie nadaję się do tego klimatu, zawsze ciągnęło mnie do słońca, błękitnego nieba i ciepła. Nie mogę już doczekać się wiosny i chcę schować wreszcie te szaliki, płaszcze i wszystkie ciepłe ciuchy!
OdpowiedzUsuńOjeej *.* Jakie cudowne zdjęcia <3
OdpowiedzUsuńNajładniejsze jest to z tramwajem!
Pokazałaś mi że Lizbona faktycznie może być pięknym miejscem, nigdy aż tak mi się to miasto nie podobało, ale teraz zmieniłaś moje spojrzenie :) Pozdrawiam!
CUDNIE!!!
OdpowiedzUsuńNoooo, patrząc na te zdjecia, to nie tylko wiosny mi się chce, ale i lata i wakacji!! :)))
OdpowiedzUsuńW czwartek pozdrowię od Ciebie Alfamę. Nie będzie tak ciepło i słonecznie jak na Twoich zdjęciach, ale (w porównaniu z dzisiejszą aurą za oknem) wiosennie. A Ty? Kiedy tam znów zawitasz?
OdpowiedzUsuńBylismy tam z zona na poczatku stycznia. Piekna, sloneczna pogoda. Pozostal zachwyt i niedosyt, bo to bylo tylko 7 dni.
OdpowiedzUsuńByłam w Lizbonie kilka lat temu i mam na zdjęciach tego mistrza gitary, oglądając Twoje poczułam się, jakbym spotkała znajomego :) Tęsknię za portugalskim słońcem.
OdpowiedzUsuńWow...wow...świetne klimaty na zimowe popołudnie :)
OdpowiedzUsuńTen tramwaj między tymi wąskimi uliczkami.. No bosko.. Wygląda niesamowicie :-)
OdpowiedzUsuńNiebezpiecznie sie robi:) Lizbonie znowu kusi i przyciaga, a pora roku w sam raz, zeby tak chociaz na chwile...
OdpowiedzUsuńAj śliczne wzory i kolory pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTęsknie za latem i podróżami. Piękne kolory :)
OdpowiedzUsuńCudoooownie!!! Nie znajduję innego słowa.
OdpowiedzUsuńJa czuję się, jak u siebie w Grecji... Za każdym razem. Pozdrawiam serdecznie.
Piękne widoki, aż chce się tam jechać i wypocząć.
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że ja miejsca, które pokochałabym bądź skłonna byłabym 'zdradzić' z nim ojczyznę (przeprowadzka na stałe) nie poznałam jeszcze;>
OdpowiedzUsuńTakże czekam na wiosnę. Na obecną jednak pogodę w swoim mieście narzekać nie mogę: słonecznie, 10 stopni na plusie itd.:)
Mieszkam we Wloszech, wiec z pogoda u nas ok, ale Lizbona marzy mi sie juz od dawna... Bardzo ladne zdjecia i fajnie oddany klimat miejsca (tak mysle, bo jak pisalam jeszcze w L. nie bylam ale wlasnie tak jak piszesz ja sobie wyobrazam)
OdpowiedzUsuńWraz z moją narzeczoną jesteśmy na etapie wybierania miejsca na miesiąc miodowy. Powiem szczerze, że nie myśleliśmy o Lizbonie, ale chyba będziemy musieli i nad tą opcją się zastanowić :D Zrobię Ani niespodziankę i pokażę jej kilka zdjęć. Ciekawe co powie :D Dzięki za inspiracje!
OdpowiedzUsuń